Teksty piosenek
Jeśli chcesz wybrać tekst , kliknij trzy kreski, lub trzymaj telefon poziomo
- Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy.
Co nam obca przemoc wzięła, szablą odbierzemy.
Marsz, marsz Dąbrowski, z ziemi włoskiej do Polski.
Za twoim przewodem złączym się z narodem.
- Przejdziem Wisłę, przejdziem Wartę,
będziem Polakami.
Dał nam przykład Bonaparte, Jak zwyciężać mamy.
- Jak Czarniecki do Poznania po szwedzkim zaborze,
Dla ojczyzny ratowania wrócim się przez morze.
- Już tam ojciec do swej Basi mówi zapłakany -
Słuchaj jeno, pono nasi biją w tarabany.
Lato z ptakami odchodzi Wiatr skręca liście w warkocze.
Dywanem pokrywa szlaki Szkarłaty wiesza na zboczach
Przyobleka myśli w kolory, W liści złoto, buków purpurę...
Palę w ogniu letnie wspomnienia
Idę wymachując kosturem.
Idę w góry cieszyć się życiem
Oddać dłoniom halnego włosy,
W szelest liści wsłuchać się pragnę,
W odlatujących ptaków głosy.
Słony smak czuję w ustach, Dzień spracowany ucieka,
Anioł zapala gwiazdy, Oświetla drogę człowieka.
Już niedługo rozpalę ogień, Na rozległej, górskiej polanie.
Już niedługo szałas przytulny,
Wśród dostojnych buków powstanie.
Mówią o mnie w mieście “co z niego za typ,
wciąż chodzi pijany, pewno nie wie co to wstyd,
Brudny niedomytek w stajni ciągle śpi,
czego szukasz w naszym mieście,
idź do diabła” mówią ludzie, ludzie pełni cnót, ludzie pełni cnót.
Chciałem kiedyś zmądrzeć i po ich stronie być.
Spać w czystej pościeli i świeże mleko pić.
Ja naprawdę chciałem zmądrzeć i po ich stronie być,
pomyślałem więc o żonie, aby stać się jednym z ludzi,
stać się jednym z nich, stać się jednym z nich.
Miałem na oku hacjendę wspaniałą mówię wam,
lecz nie chciała w niej zamieszkać żadna z pięknych dam.
Wszystkie śmiały się wołając, wołając za mną wciąż:
“ Bardzo ładny frak masz Billy, ale kiepski byłby z ciebie,
kiepski byłby mąż, kiepski byłby mąż.”
Whisky moja żono, jednak tyś najlepszą z dam.
Już mnie nie opuścisz, nie nie będę sam.
Mówią whisky to nie wszystko, można bez niej żyć,
lecz nie wiedzą o tym ludzie,
że najgorzej w życiu to, to samotnym być, to samotnym być.
Skąd przychodził, kto go znał Kto mu rękę podał kiedy
Nad rowem siadał, wyjmował chleb Serem przekładał i dzielił się z psem
Tyle wszystkiego, co z sobą miał Majster Bieda
Czapkę z głowy ściągał, gdy Wiatr gałęzie chylił drzewom
Śmiał się do słońca i śpiewał do gwiazd Drogę bez końca co przed nim szła
Znał jak pięć palców, jak szeląg zły Majster Bieda
Nikt nie pytał skąd się wziął Gdy do ognia się przysiadał
Wtulał się w krąg ciepła jak w kożuch Znużony drogą wędrowiec boży
Zasypiał długo gapiąc się w noc Majster Bieda
Aż nastąpił taki rok Smutny rok, tak widać trzeba
Nie przyszedł Bieda zieloną wiosną Miejsce, gdzie siadał, zielskiem zarosło
I choć niejeden wytężał wzrok Choć lato pustym gościńcem przeszło
Z rudymi liśćmi jesieni schedą
Wiatrem niesiony popłynął w przeszłość /x3
Majster Bieda
- Gdyby tak ktoś przyszedł i powiedział: - Stary, czy masz czas?
Potrzebuję do załogi jakąś nową twarz.
Amazonka, Wielka Rafa, oceany trzy.
Rejs na całość, rok, dwa lata - to powiedziałbym:
Gdzie ta keja, a przy niej ten jacht?
Gdzie ta koja wymarzona w snach?
Gdzie te wszystkie sznurki od tych szmat?
Gdzie ta brama na szeroki świat? Gdzie ta keja, a przy niej ten jacht?
Gdzie ta koja wymarzona w snach?
W każdej chwili płynę w taki rejs! Tylko gdzie to jest? gdzie to jest?
- Gdzieś na dnie wielkiej szafy leży ostry nóż.
Stare jeansy wystrzępione impregnuje kurz,
W kompasie igła zardzewiała, lecz kierunek znam.
Biorę wór na plecy i przed siebie gnam.
- Przeszły lata zapyziałe, rzęsą porósł staw
A na przystani czółno stało - kolorowy paw.
Zaokrągliły się marzenia, wyjałowiał step.
Lecz ciągle marzy o załodze ten samotny łeb.
1.Tu w dolinach wstaje mgłą wilgotny dzień,
Szczyty ogniem płoną, stoki kryje cień,
Mokre rosą trawy wypatrują dnia,
Ciepła, które pierwszy słońca promień da.
Ref. Cicho potok gada, gwarzy pośród skał
O tym deszczu, co z chmury trochę wody dał,
Świerki zapatrzone w horyzontu kres
Głowy pragną wysoko jak najwyżej wznieść
- Tęczą kwiatów barwny połoniny łan,
Słońcem wypełniony jagodowy dzban,
Pachnie świeżym sianem pokos pysznych traw,
Owiec dzwoneczkami cisza niebu gra.
- Serenadą świerszczy, kaskadami gwiazd
Noc w zadumie kroczy mroku ścieląc płaszcz,
Wielkim Wozem księżyc rusza na swój szlak,
Pozłocistym sierpem gasi lampy dnia.
Tak niedługo miało przyjść, potem długo miało być,
wymarzone, wyczekane, wyśpiewane.
Kiedy nadszedł wreszcie ten, wytęskniony pierwszy dzień
nie wiedziałem jeszcze jaki będzie dalej.
Siedem minut spóźnił się pociąg, który przywiózł mnie,
a gdy namiot wreszcie stanął nad jeziorem,
zrozumiałem wtedy, że coś mnie gryzie, coś mnie je,
nie zważając na pogodę i na wolę.
To było lato, z komarami, lato swędzące bez przerwy,
lato z owadami, lato, komary i nerwy.
Miał być spokój miał być czas, śpimy razem pierwszy raz
na wakacjach pod namiotem, całkiem sami.
Ważne przejścia miały być nasze noce, nasze dni,
zagubione gdzieś pomiędzy jeziorami,
a tu witamina B”Owadosol” itd.,
a gdy walka wkrótce stała się koszmarem,
gdy zwijałem namiot swój, obok mnie komarów rój,
pobzykiwał turystyczne pieśni stare.
- On natchniony i młody był ich nie policzyłby nikt,
on dodawał im pieśnią sił, śpiewał, że blisko już świt.
Świec tysiące palili mu. Znad głów unosił się dym,
Śpiewał, że czas by runął mur Oni śpiewali wraz z nim.
Wyrwij murom zęby krat, zerwij kajdany połam bat
A mury runą, runą, runą i pogrzebią stary świat.
- Wkrótce na pamięć znali pieśń i sama melodia bez słów
Niosła ze sobą starą treść. Dreszcze na wskroś serc i głów
Śpiewali wiec, klaskali w rytm. Jak wystrzał poklask ich brzmiał
l ciążył łańcuch i zwlekał świt, On wciąż śpiewał i grał.
- Aż zobaczyli ilu ich poczuli siłę i czas
i z pieśnią, że już blisko świt.Szli ulicami miast.
Zwalali pomniki i rwali bruk, kto z nami, kto przeciw nam
Kto sam to nasz największy wróg A śpiewak także był sam..
Patrzył na równy tłumów marsz, milczał wsłuchany w kroków huk
A mury rosły, rosły, rosły łańcuch kołysał się u nóg.
Z wielu pieców się jadło chleb, bo od lat przyglądam się światu.
Nieraz rano zabolał łeb i mówili zmiana klimatu
Czasem trafił się wielki raut, albo feta proletariatu,
czasem w podróż najlepszym z aut, częściej szare drogi powiatu
Ale to już było i nie wróci więcej
i choć tyle się zdarzyło to
do przodu wciąż wyrywa głupie serce.
Ale to już było znikło gdzieś za nami,
choć w papierach lat przybyło
to naprawdę wciąż jesteśmy tacy sami.
Na regale kolekcja płyt i wywiadów pełne gazety
za oknami kolejny świt i w sypialni dzieci oddechy.
One lecą drogą do gwiazd przez niebieski ocean nieba,
ale przecież za jakiś czas będą mogły sobie zaśpiewać
Tajemny akord kiedyś brzmiał Pan cieszył się gdy Dawid grał
Ale muzyki dziś tak nikt nie czuje...
Kwarta i kwinta- tak to szło raz wyżej w dur raz niżej w moll
Nieszczęsny król ułożył- alleluja...
Alleluja, alleluja... alleluja, alleluja...
Na wiarę nic nie chciałeś brać Lecz sprawił to księżyca blask
Że piękność jej na zawsze cię podbiła...
Kuchenne krzesło tronem twym ostrzygła cię już nie masz sił
I z gardła ci wydarła- Alleluja...
Dlaczego mi zarzucasz wciąż , że nadaremno wzywam go
Ja przecież nawet nie znam go z imienia...
Jest w każdym słowie światła błysk nieważne czy usłyszysz dziś
Najświętsze czy nieczyste- alleluja
Tak się starałem ale cóż dotykam tylko zamiast czuć
Lecz mówię prawdę nie chce was oszukać...
I chociaż wszystko poszło źle przed Panem Pieśni stawię się
Na ustach mając tylko- alleluja
Długośmy na ten dzień czekali Z nadzieją niecierpliwą w duszy
Kiedy bez słów towarzysz Stalin Na mapie fajką strzałki ruszy
Krzyk jeden pomknął wzdłuż granicy I zanim zmilkł zagrzmiały działa
To w bój z szybkością nawałnicy Armia Czerwona wyruszała
A cóż to za historia nowa? Zdumiona spyta Europa
Jak to? - To chłopcy Mołotowa I sojusznicy Ribentroppa
Zwycięstw się szlak ich serią znaczył Sztandar wolności okrył chwałą
Głowami polskich posiadaczy Brukują Ukrainę całą
Pada Podole, w hołdach Wołyń Lud pieśnią wita ustrój nowy
Płoną majątki i kościoły I Chrystus z kulą w tyle głowy
Nad polem bitwy dłonie wzniosą We wspólną pięść, co dech zapiera
Nieprzeliczone dzieci Soso Niezwyciężony miot Hitlera
Już starty z map wersalski bękart Już wolny Żyd i Białorusin
Już nigdy więcej polska ręka Ich do niczego nie przymusi
Nową im wolność głosi "Prawda„ Świat cały wieść obiega w lot
Że jeden odtąd łączy sztandar Gwiazdę, sierp, Hackenkreuz i młot
Tych dni historia nie zapomni Gdy stary ląd w zdumieniu zastygł
I święcić będą wam potomni Po pierwszym września - siedemnasty
Idzie diabeł ścieżką krzywą pełen myśli złych
Nie pożyczył mu na piwo, nie pożyczył nikt.
Słońce pali go od rana, wiatr gorący dmucha,
Diabeł się z pragnienia słania w ten piekielny upał...
Idzie anioł wśród zieleni, dobrze mu się wiedzie.
Pełno drobnych ma w kieszeni i przyjaciół wszędzie...
Nagle przystanęli obaj na drodze pod śliwką.
Zobaczyli, że im browar wyszedł naprzeciwko...
Piwa nalejcie piwa dobrego piwa ze starej beczki od barmana
Kiwa się głowa kiwa od tego piwa ze starej beczki
Nie ma szczęścia na tym świecie, ni sprawiedliwości:
Anioł pije piwko trzecie, diabeł mu zazdrości...
Postaw kufel, rzecze diabeł, Bóg ci wynagrodzi,
My artyści w taki upał żyć musimy w zgodzie...
Na to anioł zatrzepotał skrzydeł pióropuszem
I powiada: Dam ci dychę w zamian za twą duszę...
Musiał diabeł aniołowi swoją duszę sprzedać
I stworzyli sobie piekło z odrobiną nieba..
Tam dokąd chciałem już nie dojdę Szkoda zdzierać nóg
Już wędrówki naszej wspólnej Nadchodzi kres
Wy pójdziecie inną drogą Zostawcie mnie
Odejdziecie sam zostanę Na rozstaju dróg
Hej przyjaciele zostańcie ze mną
Przecież wszystko to co miałem Oddałem wam
Hej przyjaciele choć chwilę jedną
Znów w życiu mi nie wyszło Znowu będę sam
Znów spóźniłem się na pociąg I odjechał już
Tylko jego mglisty koniec Zamajaczył mi
Stoję smutny na peronie Z tą walizką jedną
Tak jak człowiek który zgubił Do domu swego klucz.
Tam dokąd chciałem już nie dojdę Szkoda zdzierać nóg
Już wędrówki naszej wspólnej Nadchodzi kres
Wy pójdziecie inną drogą,Zostawicie mnie,
Zamazanych drogowskazów Nie odczytam już.
A jeśli dom będę miał, to będzie bukowy koniecznie,
Pachnący i słoneczny wieczorem usiądę wiatr gra,
A zegar na ścianie gwarzy dobrze się idzie panie zegarze,
Tik tak, tik tak, tik tak.
Świeca skwierczy i mruga przewrotnie, Więc puszczam oko do niej,
dobry humor dziś pani ma dobry humor dziś pani ma
Szukam, szukania mi trzeba domu gitarą i piórem,
A góry nade mną jak niebo, a niebo nade mną jak góry.
Gdy głosy usłyszę u drzwi czyjekolwiek, wejdźcie, poproszę
Jestem zbieraczem głosów, a dom mój bardzo lubi, gdy
Śmiech ściany mu rozjaśnia i gędźby lubi, i pieśni,
Wpadnijcie na parę chwil kiedy los was zawiedzie w te strony,
Bo dom mój otworem stoi dla takich jak wy, dla takich jak wy
Zaproszę dzień i noc, zaproszę cztery wiatry.
Dla wszystkich drzwi otwarte, ktoś poda pierwszy ton,
Zagramy na góry koncert. buków porą pachnącą
Nasiąkną ściany grą, a zmęczonym wędrownikom
Odpocząć pozwolą muzyką,
bo taki będzie mój dom, bo taki będzie mój dom,
bo taki będzie mój dom
Wyczaruję ci bajkę z trawy, nieba, ruczaju,
zaprowadzę cię w ciszę przycupniętą na skraju.
Wyczaruję ci bajkę z samej ciszy utkaną,
złotogłowiem dobroci przystrojoną, bo dziś:
Na skraju bajki, na skraju snu
przysiadła cisza i drzemie tu;
uciekły w ciszę niebo i las
zapadły w ciszę przestrzeń i czas.
Otoczył spokój bajkę i sen,
malując wokół obrazek ten.
Na skraju bajki, na skraju snu,
przysiadła cisza i drzemie tu.
- Wyczaruję ci bajkę, która będzie marzeniem
ukojenia, spokoju wyciszonym spełnieniem,
wyczaruję ci bajkę z trawy, nieba, ruczaju;
zaprowadzę cię w ciszę przycupniętą gdzieś tu.
Zrozum to, co powiem Spróbuj to zrozumieć dobrze
Jak życzenia najlepsze te urodzinowe
albo noworoczne jeszcze lepsze może
O północy, gdy składane Drżącym głosem, niekłamane
Z nim będziesz szczęśliwsza
Dużo szczęśliwsza będziesz z nim
Ja cóż - włóczęga, niespokojny duch Ze mną można tylko
Pójść na wrzosowisko I zapomnieć wszystko
Jaka epoka, jaki wiek Jaki rok, jaki miesiąc, jaki dzień
I jaka godzina Kończy się A jaka zaczyna
Nie myśl, że nie kocham Lub, że tylko trochę
Jak cię kocham, nie powiem, no bo nie wypowiem
Tak ogromnie bardzo jeszcze więcej może
I dlatego właśnie żegnaj Zrozum dobrze żegnaj
Ze mną można tylko W dali znikać cicho
1.Pierwszy raz przy pełnym takielunku
biorę ster i trzymam kurs na wiatr
I jest, jak przy pierwszym pocałunku –
w ustach sól, gorącej wody smak.
O ho, ho, przechyły i przechyły, o ho, ho, za falą fala mknie,
O ho, ho, trzymajcie się dziewczyny, ale wiatr, ósemka chyba dmie!
- Zwrot przez szlag - O.K., zaraz zrobię!
Słyszę, jak kapitan cicho klnie,
Gubię wiatr i zamiast w niego dziobem,
to on mnie - od tyłu; kumple w śmiech.
3.Hej, ty tam, za burtę wychylony –
tu naprawię nie ma co się śmiać.
Cicho siedź i lepiej proś Neptuna,
żeby coś nie spadło ci na kark.
4.Krople mgły, w tęczowym kropel pyle
tańczy jacht, po deskach spływa dzień.
Jutro znów wypłynę, bo odkryłem
morze, noc, Żeglarską starą pieśń.
Gdy wypływał z portu stary bryg,
jego losów nie znał wtedy nikt
Nikt nie wiedział o tym, że
statkiem widmem stanie się stary bryg
Hej ho na „umrzyka skrzyni” i butelka rumu.
Hej ho resztę czart uczyni i butelka rumu.
Co z załogą zrobił stary bryg,
tego też nie zgadnie chyba nikt.
Czy zostawił w porcie ją,
czy na morza dnie? Nikt nie wie gdzie.
Przepowiednia zła jest, że ho ho,
kto go spotka marny jego los.
Ale my nie martwmy się,
hej nie martwmy się rum jeszcze jest.
Długośmy na ten dzień czekali Z nadzieją niecierpliwą w duszy
Kiedy bez słów towarzysz Stalin Na mapie fajką strzałki ruszy
Krzyk jeden pomknął wzdłuż granicy I zanim zmilkł zagrzmiały działa
To w bój z szybkością nawałnicy Armia Czerwona wyruszała
A cóż to za historia nowa? Zdumiona spyta Europa
Jak to? - To chłopcy Mołotowa I sojusznicy Ribentroppa
Zwycięstw się szlak ich serią znaczył Sztandar wolności okrył chwałą
Głowami polskich posiadaczy Brukują Ukrainę całą
Pada Podole, w hołdach Wołyń Lud pieśnią wita ustrój nowy
Płoną majątki i kościoły I Chrystus z kulą w tyle głowy
Nad polem bitwy dłonie wzniosą We wspólną pięść, co dech zapiera
Nieprzeliczone dzieci Soso Niezwyciężony miot Hitlera
Już starty z map wersalski bękart Już wolny Żyd i Białorusin
Już nigdy więcej polska ręka Ich do niczego nie przymusi
Nową im wolność głosi "Prawda„ Świat cały wieść obiega w lot
Że jeden odtąd łączy sztandar Gwiazdę, sierp, Hackenkreuz i młot
Tych dni historia nie zapomni Gdy stary ląd w zdumieniu zastygł
I święcić będą wam potomni Po pierwszym września - siedemnasty
ZAPISYWANIE DŹWIĘKU
Wysokość
Głośność
Tempo
Wartości nut i pauz
Kropka przy nucie
CHARAKTERYSTYKA DŹWIĘKU
Dźwięk to fala akustyczna
Pojedynczy przebieg fali w ciągu jednej sekundy to 1 Hz
[herc]
Ilość przebiegów fali w jednej sekundzie decyduje o częstotliwości dźwięku
Im wyższa częstotliwość fali akustycznej, tym wyższy dźwięk
Zakres słyszalnej częstotliwości dla człowieka to 16 HZ do 20kHz
Dźwięki poniżej 16 Hz to infradźwięki , a powyżej 20 kHz to ultradźwięki
Zakres słyszalnej częstotliwości został podzielony na oktawy,
Oktawa to odległość pomiędzy ośmioma stopniami gamy i jednocześnie podwojenie częstotliwości
Do strojenia instrumentów używa się dźwięku a1 o częstotliwości 440 Hz
Każdy dźwięk składa się z wielu fal o różnych częstotliwościach, najgłośniejsza i najniższa jednocześnie decyduje o wysokości dźwięku, a pozostałe decydują o barwie
Głośność dźwięku przedstawia się na skali decybelowej, gdzie 3 dB oznaczają podwojenie źródła dźwięku.
W zależności od rodzaju instrumentu długość dźwięku jest zależna od wybrzmienia struny, membrany, bądź długości oddechu.
Akustyka pomieszczeń ma końcowy wpływ na odbierany przez nas dźwięk, stąd kluczowe jest takie zaprojektowanie pomieszczenia, aby dźwięk osiągnął zamierzone brzmienie końcowe.